Hodowanie kur w przydomowym gospodarstwie to bardzo dobry pomysł. Dzięki temu możemy liczyć zarówno na własne mięso (drób, dla tych, dla których drób to nie mięso) i jaja, a jak wiadomo, nic nie smakuje tak dobrze, jak ekologiczna, samemu wyprodukowana żywność, jeśli można tak mówić o kurach 😉
Nie wszyscy wiedzą, że kury były kiedyś dzikimi zwierzętami. Przed ich udomowienie, ukształtowały się trzy raz:
1. Kury nioski. To najlżejsze kury, zmodyfikowane po to, aby nieść jak najwięcej jaj. Są wrażliwe na złe warunki środowiskowe, bo o to przecież chodzi, ważą najwięcej, są odporne na warunki pogodowe.
3. Typ mieszany. To kury nadające się zarówno do uboju, jak i do znoszenia jaj.
W poniższej części wpisu opiszę trzy najlepsze gatunki kur, nadające się do przydomowego chowu, a co za tym idzie te najpopularniejsze.
To jedna z najpopularniejszych ras kur ogólnoużytkowych. Typowo polska. Została wyhodowana na przełomie XIX i XX wieku. W latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku Zielononóżka kuropatwiana stanowiła 30% stanu pogłowia kur.
Kury ważą 1,8-2,3 kilograma, a ich nośność wynosi około 140-180 jaj rocznie. Jej minusem jest to, że może się trochę płoszyć w większych stadach. Mówi się, że jaja tych kur zawierają małą ilość cholesterolu, co czyni je zdrowymi.
To zdecydowanie najpopularniejszy rodzaj kur w Polsce. Charakteryzuje się ciemnobrązowym kolorem pierza. To kura mięsna, która potrafi osiągnąć 2,1 kg. Znosi też jaja z dość dużą częstotliwością, bo rocznie jest to aż 210-230 jaj, których to skorupa jest brązowa. Ptaki te nie płoszą się i dobrze znoszą złe warunki środowiskowe. Jako ciekawostkę można dodać, że właśnie ta kura jest symbolem stanu Rhode Island.
To jedna z cięższych ras kur ogólnoużytkowych. Osiągają one4 do 2,3 kg (koguty mogą ważyć nawet więcej niż 4 kg). Intryguje kolor ich pierza, ponieważ są one w całości pokryte biało-czarnymi prążkami. Potrafią znieść do 200 jaj rocznie. Ich cechą charakterystyczną jest to, że są odporne na warunki środowiskowe i cechuje je wysoka zdrowotność.
Ciekawe jest to, że w Polsce, w kraju w którym je się głównie mięso, średnia roczna ilość wołowiny przypadająca na jednego Polaka wynosi jedynie cztery kilogramy, podczas gdy średnia europejska to więcej niż siedemnaście kilogramów. Skąd się bierze taka różnica? otóż polska wołowina jest niższej jakości. Zwykle pochodzi od wybrakowanych krów mlecznych, które nie są już w stanie dawać mleka. Niestety, takie mięso jest twarde i niezbyt wysokiej jakości.
To wszystko ma się zmienić. Otóż Naukowcy z SGGW-u, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także Polskie Zrzeszenie Producentów Bydła Mięsnego planują projekt, który ma za zadanie poprawić jakość naszej ojczystej wołowiny. Jednakże, zanim do tego dojdzie, trzeba wiedzieć, jakiej wołowiny oczekują polscy konsumenci. Przeprowadzane więc są testy. Pierwsze wyniki wykazują, że nowa wołowina powinna być dobrze wysmażona, krucha i lepsza w smaku.
Planuje się rozpoczęcie produkcji wołowiny od podstaw. Czyli nasze polskie krówki będą hodowane od samego początku na mięso, nie na mleko. Dzięki temu będą one inaczej karmione. Ma to ulepszyć jej smak i zwiększyć standard.
Jest jednak problem. Hodowana w ten sposób wołowina będzie droższa, a wołowe mięso i tak jest już drogie. Obecnie za kilogram musimy zapłacić w sklepie nawet trzydzieści kilka złotych. Czy Polaków będzie stać na to, aby płacić więcej, jeśli smak będzie lepszy? Statystyki pokażą.
Dziś chciałabym napisać parę słów na temat zdrowej żywności jako ratunku dla polskich rolników. Zacznę od przypomnienia, że rośnie świadomość ludzi na temat tego, co jedzą. Jest więc dla nich ważne to, aby spożywane jedzenie było zdrowe, ekologiczne i pochodziło z wiadomego źródła. Nie ma przecież bardziej wiarygodnego źródła niż nasze polskie role. Nie oszukujmy się, założenie, że masowe jedzenie jest niższej jakości, jest bardzo prawdziwe. Jeśli produkuje się na ilość, siłą rzeczy traci się na jakości (takie pokarmy są mniej zdrowe i mniej smaczne jednocześnie). Tak jest w większości branż i większości przypadków. W branży jedzeniowej dodatkowo dochodzi jeszcze ryzyko zatrucia lub trwałego uszczerbku na zdrowiu. Coraz głośniej w Polsce o niezdrowych dodatkach do wołowiny (priony) czy drobiu (dioksyny). Ekologiczna żywność staje się więc właściwie jedynym słusznym rozwiązaniem.
Oczywiście, ekologiczne jedzenie jest droższe. Musi takie być, ponieważ przykłada się większą wagę do jego jakości, a co za tym idzie, trzeba wydać więcej pieniędzy na utrzymanie uprawy lub hodowli. Warto jednak zauważyć, że wzrost świadomości Polaków powoduje, że są oni w stanie wydać więcej pieniędzy na jedzenie pewne, na produkty z polskich ziem.
Jak może na tym skorzystać przeciętny polski rolnik? Paradoksalnie, zacofanie polskich wsi jest tutaj dużym plusem. Nasi rolnicy korzystają często ze starych metod, które nie niszczą roślin tylko po to, aby urosły szybciej, lub niszczących smak hodowanych zwierząt. Właściwie więc polski rolnik naturalnie produkuje i wypuszcza na rynek ekologiczną żywność. Statystycznie, polski rolnik używa dziesięć razy mniej sztucznych nawozów, niż się to robi w Europie Zachodniej (w której, de facto, też jest moda na zdrową żywność – paradoks?).
Nawet polski rząd trzyma kciuki za tę akcję i od 2007 roku oferuje dopłaty do gospodarstw oferujących zdrową żywność. Dzięki temu, w ciągu roku, liczba takich gospodarstw powiększyła się dwukrotnie. Należy również wspomnieć o nowej ustawie (listopad 2010), która mówi o tym, jakie warunki musi spełniać rolnik, aby jego produkty były ekologiczne.
Trzymamy kciuki za polskich rolników! 😉